
Afryka to kontynent przez niektórych uznawany za ojczyznę pierwszego człowieka. Nie ma lepszego miejsca do poddania w wątpliwość teorii ewolucji niż Uganda. Po pierwsze to siedlisko szympansów, z łaciny przekornie nazwanych Pan, które w swoim naturalnym środowisku, wiecznie zielonych lasów tropikalnych można podglądać w Parku Narodowym Kibale. Jego powierzchnia to 776 km2 zatem jest się gdzie, a co ważniejsze, w jakich warunkach schować. Schować po to, by z ukrycia nasycić oczy widokiem szympansów.
Ze swych kryjówek wyostrzajmy zmysły także w poszukiwaniu innych przedstawicieli małp naczelnych, bowiem Park Kibale zamieszkuje dwanaście ich gatunków. Zatem jeśli bogata mimika i gesty szympansów, tych najbardziej ekspresyjnych ze zwierząt to dla nas za mało, nie mamy się o co martwić. Naszym lustrzanym odbiciem mogą stać się kolejne napotykane gatunki. Małpy człowiekowate z gatunku Gorilla.
Tu nawet bardzo wymagający poszukiwacze odnajdą swojego sobowtóra. Mowa o Parku Bwindi, gdzie w duchu Dian Fossey, przedzierać się można przez wilgotną dżunglę, której penetracja wymaga specjalistycznego sprzętu, lin i maczet. To tutaj żyje największa populacja słynnych goryli. Teren ten nie bez kozery nazywany jest Nieprzeniknionym Lasem Bwindi. Można i należy jednak próbować go przeniknąć i na pewno jest to wyzwanie warte podjęcia. Na odważnego wędrowca czeka tu bowiem tak bogata flora i fauna, której różnorodność i egzotyka mogą doprowadzić do zawrotów głowy. 120 gatunków ssaków, 346 gatunków ptaków, 202 motyli latających pośród 163 rodzajów drzew, setek odmian paproci i lian zwisających zewsząd zachęcając do huśtania i utraty przytomności w wirze obezwładniających kolorów, zapachów i dźwięków.
Uganda to także kraina, nad którą rozpościerają się tajemnicze masywy Ruwenzori czyli Gór Księżycowych nazwanych tak przez słynnego geografa Ptolemeusza już w II wieku naszej ery. Czemu ktoś miałby nadać im takie imię? Należy zobaczyć to na własne oczy. Jest bowiem na co patrzeć, a raz zobaczone zostaje w głowie na zawsze. Być w Ugandzie i nie wspiąć się na ośnieżony szczyt Margharity (5109 m n.p.m), nie zobaczyć tutejszych wielkich lodowców, pięknych jezior, dolin, bogactwa porostów i rozległych wrzosowisk byłoby nietaktem. Pozwólmy sobie zatem na to, by nie tylko obserwować z bliska i poczuć oddech praprzodka człowieka na własnej skórze, ale także przyjrzeć się pierwotnym krajobrazom, dziewiczym i nienaruszonym jeszcze w nadzmiarze ludzką ręką.
A jeśli komuś potrzeba większej dawki adrenaliny, proszę bardzo. Witamy w kraju, gdzie znajdują się źródła rzecznego giganta, jakim jest Nil. Niezliczone wodne kaskady, wśród których na wyróżnienie zasługują słynne już wodospady Murchison Falls, gdzie w 1854 roku rozbił się samolot z Ernestem Hemingwayem na pokładzie.Pisarz przeżył rzeczony wypadek, a jego oczy zdołały ujrzeć ten cudny wodny spektakl, o 150 metrach wysokości, po zbliżeniu z którym zaleca się nie pozostawiać na sobie żadnej suchej nitki. Bo po co? Zaraz potem można udać się na szaleńczy rafting, który pozwoli odczuć potęgę tego żywiołu, jakim jest woda i jej kaskady na Nilu osiągające trudność nawet IV stopnia. Mało? Nie sądzę. Na pożegnanie z Afryką proponuję minimum jeden, dogłębnie przeżyty słynny zachód słońca nad równikiem. Warto uwierzcie, albo nie, najlepiej zobaczcie sami!