
Mansa Musa, czternasty król Imperium Mali, zdaniem brytyjskiego „The Independent” był najbogatszym człowiekiem wszech czasów. Szacuje się, że jego fortuna byłaby dziś warta 400 mld $. To właśnie jego pielgrzymka do Mekki w 1324 roku rozsławiła imię Mali w świecie. Zabrał ze sobą 12 ton czystego złota w karawanie składającej się z 60 tysięcy ludzi na koniach i wielbłądach. Przewoził tyle tego cennego kruszcu, że gdy zatrzymał się na chwilę w Egipcie, lokalna waluta straciła swoją wartość, a nazwy Mali i Timbuktu pojawiły się wreszcie na XIV-wiecznych mapach świata.
Choć w Timbuktu obecnie handluje się głównie solą to jest to miejsce magiczne i tajemnicze, w naszej kulturze uchodzące za egzotyczne i odległe, często i gęsto portretowane w literaturze i filmie. Niektórzy myślą o nim jako mieście legendzie, będącym wytworem czyjejś bogatej wyobraźni. Otóż Panowie i Panie istnieje ono na prawdę. Mało tego, poleca się do zwiedzania i fotografowania.
Można wrócić stąd z pięknymi zdjęciami meczetu Sankore, można udać się na targowisko w Djenne i zanurzyć dłonie w przyprawach, o kolorach i zapachach których nawet nam się nie śniło. A dodatkowo zachłysnąć się duchem nauki zwiedzając tutejszy Uniwersytet i biblioteki, których zbiory należą do najliczniejszych w Afryce. Należy uważnie przyjrzeć się bogato zdobionym manuskryptom, bowiem plotka niesie, że pod piaskiem Sahary zakopane są kolejne tysiące pism. Przemierzając zatem Saharę na grzbiecie wielbłąda dobrze zaopatrzyć się w grabki i łopatkę, by każdą przerwę na napoje i posiłki spożytkować podwójnie.
A nuż odnajdziemy prastary rysunek astronomiczny wyjaśniający mroczną tajemnicę ludu Dogonów żyjącego na stromym uskoku Bendiagara. To właśnie oni są jednym z najbardziej interesujących plemion w Afryce Zachodniej. Drzewa szumią, że posiedli pilnie strzeżoną wiedzę prosto od kosmitów, a dzięki niej zauważyli i opisali gwiazdozbiór Syriusza dla nas widoczny tylko za pomocą teleskopu. Nawet jeśli to nie prawda i dostarczycielami ich wiadomości byli po prostu europejscy podróżnicy, warto przyjrzeć się ich oryginalnej sztuce, maskom, architekturze i rzeźbom. Nic dziwnego, że podług ich wierzeń świat powstał z błota, a człowiek ulepiony został z gliny. Wystarczy rozejrzeć się wokoło i sami nie będziemy mieli wątpliwości że to prawda.
Z oczami pełnymi piasku i zabłoconymi dłońmi najlepiej roliczyć się w Mopti. To właśnie owa słynna Wenecja Nigru, położona na trzech wyspach połączonych groblami. Warto pożeglować po tej trzeciej, co do wielkości rzece w Afryce, oglądać ptasie siedliska, ale jednocześnie uważać by po drodze nie potrącić mało przyjaznych hipopotamów i krokodyli.
Wieczorami trzeba do woli posilać się rybimi szaszłykami słuchając malijskiej muzyki wyśpiewywanej ku gwiazdom z gardeł tzw. griotów- strażników pamięci. Oczywiście można także alternatywnie wykorzystać wieczór i udać się ze swoim sprzętem kopalnianym (grabki, łopatka) na Saharę w poszukiwaniu rzeczonych pism. Kto wie może znajdziemy przy okazji grudkę złota. W Mali na każdego czeka coś miłego!