
Neseber, Bułgaria, słońce i plaża. Siedmioletnia Monika siedzi w nadmorskiej restauracji i próbuje jeść gulasz najpiękniej, jak potrafi. Przechodzi samą siebie, z wyprostowanymi plecami i łokciami tuż przy bokach. Jej mama, dumna jak paw, tłumaczy komentarze siedzących obok Niemców, którzy komplementują doskonałe wychowanie małej dziewczynki. Nikt z dorosłych nie przypuszcza nawet, że jako dziecko wyhodowane na „Czterech pancernych”, Monika podejmuje prywatną zemstę za to, co „Germańcy” próbowali zrobić Szarikowi. Polka wam pokaże, co potrafi! – tak sobie wtedy myślała. Teraz, choć nadal ceni dobre maniery przy stole, też często jada rękami i ma w nosie, skąd kto pochodzi.
Dorosła już Monika Franczak otaczający ją świat chłonie wszystkimi zmysłami, a na kolejne podróżnicze kierunki wpływają zapachy i smaki. Uwielbia wszystko, co bezmięsne i sezonowe, lokalne i gotowane z sercem, a przede wszystkim jedzone w dobrym towarzystwie.
Do Gruzji po raz pierwszy trafiła w 2004, odwiedzając polsko-amerykańską parę przyjaciół, którzy postanowili tam zamieszkać. I, jak sama twierdzi, wpadła po uszy. Musiała wrócić znowu w 2013 roku. Przyjechała wtedy z krótką wizytą na tydzień, została jednak 3 miesiące i od tamtego czasu jest na Kaukazie, najczęściej jak można. Dlaczego?
– Stwierdzenie, że mam więcej energii, nie oddaje stanu ducha, w jakim tam funkcjonuję. Czasem myślę, że Gruzja to syndrom bipolarny – albo jesteś na haju i kochasz na 1000%, albo nie znosisz od pierwszego wejrzenia. Ja na szczęście należę do pierwszej grupy.
Gruzja to dla niej stan umysłu, radość przebywania w miejscu żywszym niż inne, z ludźmi, którzy wciąż wiedzą, że najważniejsi są… ludzie i poświęcany im czas. Trudno jej wybrać ulubione miejsca, choć zawsze wraca do Raczy, górskiego regionu, do którego jedzie się pokonując niezwykłą przełęcz i trafia nad jezioro, na którym nie ma nawet jednego żagla, mimo wspaniałego wiatru.
Entuzjazm do podróżowania był w niej od zawsze i ma nadzieję, że nigdy nie zniknie. Kiedy rusza w podróż zaczyna myśleć, że może jednak dusza istnieje, bo coś w niej cieszy się bardzo intensywnie. To wręcz fizyczne doznanie. Niebawem będzie wędrować ze swoim synkiem. Bardzo chce, by od początku swojego życia poczuł, jak fajny jest świat.
Zapytana o to, jaki narząd w ludzkim ciele, odpowiedzialny jest według niej za zew do podróżowania odpowiada krótko:
– Mózg.
Zaraz potem rozwija jednak to stwierdzenie:
– Lubię sobie wyobrażać, że za chęć podróżowania odpowiada mała część w mózgu, usytuowana gdzieś pomiędzy oczami, nosem, a językiem. Pobudza nas do patrzenia, wąchania i smakowania, dzięki niej jesteśmy jak wesołe psy, które pędzą za zapachami, wciąż spragnione nowości. Nie u każdego jest rozwinięta, ale można nad nią pracować, kolejne podróże sprawiają, że zaczyna działać coraz lepiej. Widzimy więcej, czujemy mocniej. I rozumiemy lepiej – siebie i innych.
Dla Moniki istnieją przede wszystkim ludzie, emocje, jedzenie i miejsca. Dzięki podróżom wzmacnia w sobie poczucie, że wszyscy jesteśmy podobni, a świat to w gruncie rzeczy bezpieczne miejsce, wbrew temu co próbują nam wmówić media. Jakby to banalnie nie brzmiało – podróże naprawdę kształcą, w ich trakcie zrzucamy bagaż idiotycznych uprzedzeń.
Obok wrażliwości Moniki nie można przejść obojętnie. Ona sama zaraża pasją, którą trudno zignorować. Poznawajcie Gruzję wszystkimi zmysłami, także dzięki cennym wskazówkom Moniki.
Ich mnogość znajdziecie także na jej facebookowym fanpagu: Gruzja na talerzu